poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział IX


Ten rozdział dedykuję Lokirce, która cudownie mnie wspiera swoimi świetnymi komentarzami. Strasznie Ci dziękuję. <3
__________________________________________

-I jak wam się dziś trenowało?- próbuje nawiązać rozmowę Cessily.

-Candy na pewno świetnie, chociaż więcej zajmowała się chyba kolegą, niż bronią- śmieje się kpiąco Mikes.

Biorę do ręki szklankę z wodą i wstaję z zamiarem pójścia bez słowa do pokoju. W połowie drogi odwracam się, wracam i wylewam na Mikesa ową wodę.

-Candy, Boże Święty, Candy, Candy, co ty robisz?!- trzaskam drzwiami, żeby zagłuszyć piski opiekunki.

Biorę prysznic, ubieram obcisłe, ciemne spodnie i bluzkę i luźny sweter. Wychodzę z pokoju i napotykam Mikesa z drwiącym uśmiechem na ustach.

-Idziesz do swojego kochasia?- pyta przesłodzonym tonem i głośno chichocze.

Wymijam go wciąż bez słowa i wchodzę do windy, która wynosi mnie na dach. Carla jeszcze nie ma, więc staję przy barierce i obserwuję niebo. Jest bardzo jasno błękitne, a słońce zmierza ku zachodowi. W Czwórce jest lazurowe. Biały piasek. Turkusowe morze i czerwono pomarańczowa tarcza, która się w nim odbija. Nad horyzontem fioletowo-różowo-łososiowa mozaika. Widok zawiera dech w piersiach, w oddali słychać śmiech delfinów. Zapach soli morskiej i rozgrzanego pisku jest wyjątkowo intensywny. Moje kręcone włosy, tak samo jak granatową sukienkę, porywa chłodny wiatr. Za kilka dni dożynki. Wątpię, żeby wylosowali mnie, Sama, albo Annie. Finnicka już nie mogą. Jest bezpieczny. Względnie. Czasami, jako że mieszkam blisko wioski zwycięzców, budzą mnie jego krzyki. Rozdzierające, pełne bólu. Na początku prawie zawsze szłam do jego domu, ale za każdym razem spotykałam tam Annie, która wpływała na niego kojąco. Widać było więź między tą dwójką. Więź innego rodzaju, niż między mną a Finnem. Nie silniejszą, ale inną. Za każdym razem, kiedy wspomina się o dożynkach widać przerażenie w oczach zwycięzcy. Ale nie powinnam o tym myśleć. Powinnam się napawać pięknem tego zachodu. Piasek tak cudownie grzeje po upalnym dniu. Nagle ktoś obejmuje mnie od tyłu. Sam. Ale nie, to nie może być Sam. To już nie tamta plaża, nie tamten dzień. Odwracam się przerażona, ale uspokajam się widząc Carla.

-Cześć- uśmiecha się tym wspaniałym uśmiechem. Uśmiechem tak podobnym do tego, za którym tak bardzo tęsknię.

-Cześć- odpowiadam moim jakże pięknym wyszczerzem, a on wciąż mnie obejmuje patrząc mi w oczy. Obraca mnie w swoją stronę i nagle jego twarz zbliża się na bardzo małą odległość. Chce mnie pocałować. Jego kuszące usta są już niepokojąco blisko, kiedy opamiętuję się, wyrywam się z jego objęć i wpadam wściekła do windy. Jak on mógł? Jak mógł chcieć mnie tak po prostu wykorzystać? Za sobą słyszę jeszcze jego błagalne okrzyki, kiedy zatrzaskują się drzwi windy. Wbiegam do mojego pokoju i rzucam się na łóżko.

-Ohh, z kolegą się nie udało, to idziesz do mnie?- spadam z łóżka przerażona.

-Jezu, nie ta sypialnie, strasznie cię przepraszam Mikes- łzy wściekłości cisną mi się do oczu.

-Heej, nie ma problemu, naprawdę- chłopak patrzy na mnie badawczym wzrokiem, po czym podnosi kołdrę proponując mi, żebym pod nią weszła.- Chyba strasznie zmarzłaś?

-Tylko troszeczkę- w tym momencie wybucham płaczem, a Mikes lekko mnie przytula.

-Co się stało, mała?- pyta łagodnie, tak łagodnie, że patrzę na niego zdziwiona.- Mam młodszą siostrę, rok starszą od ciebie- wyjaśnia z lekkim uśmiechem.

Może i Mikes jest wkurzający i zarozumiały, ale chyba jest świetnym starszym bratem. Zastanawiam się, co teraz musi przeżywać jego siostra. Nawet nie muszę mu dużo mówić, a on, chyba, i tak mnie rozumie. Wtulam się w jego klatkę piersiową i czuję się tak bezpiecznie jak dawno się nie czułam, a na jego twarzy widzę zadowolony uśmiech. Rano budzi nas Finnick z zaskoczoną i trochę zgorszoną miną.

-Nie zamknęliście drzwi, a miałem was obudzić na śniadanie-mówi z kamienną twarzą.

-Myślisz, że my...- nie daję rady dokończyć, bo parskam śmiechem.

-To nie tak jak myślisz, Finnick- Mikes próbuje się tłumaczyć, ale Finnick nie wygląda na przekonanego.

-Za pięć minut śniadanie- odwraca się na pięcie i wychodzi szybkim krokiem.

-Wiesz, jak już i tak myślą, że my...- zaczyna chłopak, po którego wczorajszym wizerunku nie ma już nawet śladu, zamiast tego, jest uśmiech w stylu Noxa i uwodzicielski głos.

-Jesteś okropny Mikes- wybucham śmiechem i odpycham go od siebie.

Wchodzę do mojego pokoju, a tam siedzi Finnick.

-Ja wiem, Candy, że możesz mieć każdego i nie wiadomo, czy wrócisz jeszcze z areny, ale mogłabyś sie trochę ograniczać. Na Boga, masz czternaście lat!- nie brzmi w ogóle jak Finnick, a raczej jak ojciec, albo starszy surowy brat, więc mam ochotę zacząć się wykłócać, że prawie piętnaście.

-Finnick, wyobrażasz sobie, że co myśmy tam robili?- pytam rozbawiona.- Ja i Mikes? W najlepszym przypadku mogłaby to być wojna na poduszki- Finnick parska śmiechem.- Zresztą z tym każdym to mocno przesadzasz, chociaż, tu są chyba same jakieś niewyżyte małpy- chłopak tylko uśmiecha się pobłażliwie jakby mówił 'jeszcze zobaczymy'.
____________________________________________________________

Wcześniej była długa przerwa, więc teraz macie bardzo szybko nowy rozdział. :))

2 komentarze:

  1. "Jezu, nie ta sypialnie, strasznie cię przepraszam Mikes" jak Zeusa kocham, wyszłam z siebie, stanęłam obok, umarłam i wróciłam do ciała.
    Dedykacja? Ja? Dedykację? Ja dostałam? Ja dostałam dedykację? O jesu. Czej, daj mi chwilę. BOŻE. CO. Pierwszy raz w życiu dostałam dedykację! Ah, dziękuję! <3 ojej, jak to miło. Bardzo miło! Czuję się zaszczycona!
    Bardzo podobało mi się wspomnienie z 4. Naprawdę mi się podobało. Aż się tak jakoś cicho w moim domu akurat wtedy zrobiło, mogłam się skupić i jakoś tak smuteczek mnie ogarnął.
    "tu są chyba same jakieś niewyżyte małpy" CANDY, DZIECKO, BŁOGOSŁAWIĘ CIEBIE I TWOJE TEKSTY.
    Carl. Ja cię nie lubiłam od początku, wiedziałam, że coś knujesz. A idź pan w cholerę i nie wracaj, zgiń.
    Mikes <3 Dziecko drogie, nienawidziłam cię na początku, tak teraz cię kocham, ciebie i twoje sarkastyczne teksty! Bohater cudo normalnie się stał, nie wiem jakim cudem. Jestem ciekawa, jak to będzie na arenie...
    dobra, kończę.
    Mam francuski do odrobienia.
    I JESZCZE RAZ BŁOGOSŁAWIĘ CI DZIECKO ZA TĄ DEDYKACJĘ DLA MNIE. Nie trzeba było <3
    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba było! Strasznie mnie motywujesz, zawsze czekam na Twoje komentarze, dziękuję Ci strasznie, że czytasz moje wypociny. :))

      Usuń