-A tak w ogóle, to nazywam się
Candy- przedstawiam się i widzę rozbawienie na twarzy trybutki z Drugiego
Dystryktu.
-Ooo, jak słodko- chichocze
dziewczyna.
-Chcesz zastraszyć naszą
sojuszniczkę Alex?- za Dwójką pojawia się Amber z szerokim, serdecznym
uśmiechem na ustach- Mam nadzieję, że nie zrobiłaś sobie krzywdy?
-Nie, ja tak mam, już się
przyzwyczaiłam- odpowiadam zauroczona urodą dziewczyny.
Nagle ze zdziwieniem stwierdzam,
że twarze dziewczyn zmieniają się w nieprzeniknione, wrogie maski. Po chwili
zaczynam rozumieć. Koło nas staje na oko piętnastoletni chłopak z Dziewiątego
Dystryktu.
- Cześć, co tam u was?- mówi
nieśmiało chłopak.
-Chcesz zginąć jako pierwszy?
Niee? To lepiej spadaj!- Nigdy nie przypuszczałabym, że Amber może wyglądać i
mówić tak groźnie. Słyszę jeszcze warczenie i zdziwiona patrzę na Alex, która
szczerzy zęby jak rozjuszony pies.
Nic dziwnego, że chłopak umyka i
tym samym wpada prosto na chłopaka z Jedynki.
-Myślę, że jednak zginiesz jako
pierwszy!- mściwie śmieje się Jedynka.
-Po co cały ten cyrk?- pytam
zdziwiona.
-Wiesz, jak się nas boją, to się
nie zbliżają i nie przeszkadzają w robocie- śmieje się cicho Wonder.
-Dobra, idziemy, bo cały trening
przegadamy, Candy, uważaj, pudła za tobą- mówi Alex i wybucha śmiechem.
-Dzięki- chichoczę cicho i idę do
stanowiska z toporami.
Patrzę na wszystkie idealne
trzonki i ostrza i przed oczami stają mi treningi w Czwórce. Pamiętam, jak raz
strzelając z łuku prawie zabiłam trenerkę. Innym razem wbiłam sobie miecz w
stopę. Na szczęście niezbyt głęboko. Na pewno jestem groźna. Ale chyba bardziej
dla siebie, niż dla innych. Czy jeszcze kiedyś zobaczę rodziców, Sama, Annie?
Sama i Annie? Sama? Stop! Miałam o tym nie myśleć. Wracaj do rzeczywistości.
Biorę jeden z toporów i bez problemu odcinam głowy i kończyny trzem manekinom,
a w czwartego rzucam, trafiając go w czoło.
-Niezła robota- głęboki głos
zwraca moją uwagę i po raz kolejny dzisiejszego dnia na twarz wypływa mi
rumieniec. Znów widzę ten cudowny uśmiech. Te ciemne włosy i szaro-zielone oczy
o niezwykłej głębi- Mogę się przyłączyć?
-Jasne- odpowiadam, na co on
podaje mi topór i sam bierze jeden.
-Nazywasz się Candy, prawda?-
pyta, a ja przytakuję- Ładne imię. Może mnie czegoś nauczysz, bo mało bawię się
toporami.
-Bawisz się?- pytam kpiąco-
Prawdopodobnie umrzemy, a ty to traktujesz jak zabawę?
-Heej, nie denerwuj się- mówi,
niebezpiecznie zbliżając swoją twarz do mojej. Przynajmniej patrzy w oczy, a
nie w dekolt, ale jego usta wyglądają z tej odległości wyjątkowo kusząco.
Candy, dziecko, co ty gadasz? Idziesz na śmierć, a zajmujesz się kuszącymi
ustami swojego prawdopodobnego zabójcy? Takimi kuszącymi ustami. Taaakimi...
kuszącymi. Hejejej, z powrotem do
rzeczywistości. Ale one są taak- To co, pokażesz mi coś?
-Jasne, pewnie, a jak ty masz na
imię?- pytam zdezorientowana, gwałtownie wyrwana z rozmyślań.
-Carl- wyciąga rękę. Uściśnij ją
głupia! Tak, bardzo dobrze, ręka w górę. Ale nie! Nie ma go tykać w brzuch.
Hmm, twardy brzuch. Jego zdziwiony wzrok mówi tak wiele. Po chwili wybucha
śmiechem, a ja przypominam w tej chwili prawdopodobnie pieczonego buraczka. A
może w sumie surowego?
-Przepraszam- wybucham
histerycznym śmiechem.
-Nie szkodzi- Jak on się cudownie
uśmiecha. Koniec!
Staram się nauczyć go trochę
obchodzenia się z toporami, a potem on uczy mnie jak sie obchodzić z mieczem,
wychodzi mi całkiem dobrze, ale on jest w tym wypadku genialny.
-Spójrz, musisz trzymać ręce
trochę inaczej, bliżej- mówi obejmując mnie od tyłu. Widzę, że Amber się do
mnie szczerzy, po czym sama podchodzi do Mikesa i zaczyna z nim rozmawiać, ale
on cały czas zerka na mnie i na Carla.
-Chcesz przyjść dziś wieczorem na
dach? Świetnie widać tam zachód słońca- pyta pod koniec dnia, po tym jak
trenowaliśmy jeszcze rzuty włóczniami, walkę maczugami, wspinaczkę i strzelanie
z łuku. Po całym dniu idziemy do wind i wracamy na swoje piętro.
-Widzę, że mamy tutaj jakieś
gołąbeczki- mówi kpiąco Mikes, a Finnick patrzy na mnie pytająco.
-Jak z kimś rozmawiam, to od razu
oznacza, że jesteśmy gołąbeczkami?- Pytam, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Przecież widziałem, jak na
ciebie patrzył- upiera się przy swoim chłopak. Tylko tego mi teraz brakuję,
żeby uważał, że się zakochałam. A jeżeli już Carl jakoś na mnie patrzył, to
raczej rozbawionym wzrokiem, po tym, jak dźgnęłam go palcem w brzuch. Szybko
zjadam indyka z ryżem i sosem z jakiegoś nieznanego mi sera, cały czas czując
na sobie spojrzenie Finnicka.
____________________________________________________________
To chyba najgorszy post w historii
tego bloga. Nie potrafię opisywać normalnych ludzi, takich jak Carl, hahaha.
:< No dobra, mam nadzieję, że mnie wszyscy nie znienawidzicie.
Finnick? Finnick? Co Finnick? Nie rozumiem, co Ty planujesz, mam nadzieję, że nie moją śmierć... anyway, nareszcie! Tyle czekałam na kolejny rozdział o niezdarnej, cudnej Candy <3 uwielbiam ją, tak bardzo się z nią identyfikuję, że aż mnie to przeraża xD
OdpowiedzUsuńMikes, Finnick, wy wszyscy! Cytując jedną z bohaterek mojego opka: "ZAZDROŚNI, CZY CO?" Oj Carl. Ty mi się tu nie kręć pod nogami, bo mi niszczysz plan na całe opowiadanie i muszę cały zmieniać, no ;___;
Podoba mi się, jak przedstawiłaś zawodowców. Niby mordercy, niby bawią się śmiercią, ale... z drugiej strony są też ludźmi i zachowują się względem siebie jak przyjaciele i to mnie boli ;___;
Przemyślenia Candy o "kuszących ustach" mnie rozwaliły na łopatki xD Dziewczyno, to było epickie!
Dobra, nie będę się dalej rozpisywać, bo o durnotach gadam.
xoxo, Loks.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
Spoko, spoko, w następnym rozdziale w miarę się rozwiąże. ;)) Jak zwykle Twój komentarz jest super i mega motywuje, dziękuję Ci bardzo. :33
UsuńCarl... Mnie intryguje, mało. Bardzo intyguje XD co on knuje? Dlaczego jak ktoś mnie intryguje to ja się zatanawiam co knuje? XD oto cała ja XD
OdpowiedzUsuńCzekam na next :))
W sumie... to chyba nic nie knuje, haha. ;)) Jutro chyba będzie kolejny. :))
Usuń