Szybko biorę prysznic i zmywam z
siebie resztki płaczu z poprzedniego dnia. Ubieram się w strój treningowy i idę
do jadalni. Przy stole siedzi już nietrzeźwy Nox, naburmuszona Cessily,
pamiętająca wczorajszy dzień i wyszczerzony Finnick.
-Dzień dobry!- mówię wesoło
siadając na krześle i jednocześnie wlewając sok do szklanki, co kończy się tym,
że stół też ma co pić.
-Cześć skarbie- odpowiada Nox, po
czym beka i spada z krzesła.
-Mniam- kwituję sytuacje Finnick,
ja rechoczę, a opiekunka patrzy na nas z dezaprobatą.
Po krótkiej chwili przychodzi jeszcze
Mikes. Do końca śniadania zdążam pożartować z Finnem i zrzucić tosta na
podłogę. Wchodzę do mojego pokoju i ślizgam się na pozostawionych na podłodze
ubraniach. Do pokoju wkracza Cessily, więc szybko wstaję i udaję, że po prostu
siedziałam sobie na podłodze, jak każdy normalny człowiek. Dobra, może nie do
końca normalny. Opiekunka nie wygląda na przekonaną i patrzy na mnie z obawą.
-Chyba jakbyś chciała popełnić
samobójstwo, to nie miałabyś z tym większego problemu mimo, że wszystko jest
świetnie zabezpieczone- mówi rozbawiony Finnick wtykając głowę w otwarte drzwi.
Opiekunka tylko wzdycha ciężko i
wskazuje mi brodą windę.
-Muszę jeszcze umyć zęby- krzyczę
triumfalnie patrząc na nią i idąc w stronę łazienki, co nie jest dobrym
pomysłem, bo wpadam na ramę drzwi. Cessily kręci głową zrezygnowana i wychodzi
z pokoju, a Finn parska śmiechem. Myję zęby i ładuję się do windy, a za mną
wchodzi Mikes. Zjeżdżamy do podziemi i wchodzimy do sali treningowej, w której
jest już większość osób.
-Candy- słyszę za sobą cichy
okrzyk Carla, na co przyspieszam kroku.- Candy, dlaczego jesteś na mnie zła?
Przepraszam!- staję na stanowisku z nożami, odwracam się i rzucam jednym tak,
że przelatuje centymetr od jego ucha.
-Nigdy więcej nie próbuj ze mną
rozmawiać- warczę bardzo wyraźnie wypowiadając każde słowo, po czym odwracam
się i rzucam centralnie w serce kukły.
-Ale Candy...- zanim chłopak
zdąży skończyć zdanie leży już na ziemi z moim nożem przy gardle, a ja jestem
odciągana przez instruktorów. Nie stawiam oporu. Nie chcę mu zrobić krzywdy.
Nie mam powodu. W sumie co on mi takiego zrobił?
-Co się dzieje Candy? Haalo,
Can?- moje przemyślenia przerywa zdziwiona Amber.
-Jest na niego zła, bo chciał ją
pocałować...-wypowiedziana parodiująco uwodzicielskim głosem wypowiedz Alex
przykuwa moją uwagę.
-Skąd to wiesz? Mówił Ci?- pytam
rozdrażniona.
-Tak, przyjaźniliśmy się w już w
Dwójce, więc kiedy wrócił z dachu wyglądając, jak dziecko, któremu wyrzuci się
ulubioną zabawkę, to trudno mi było tego nie zauważyć- mówi z kpiącym
uśmiechem.
-Jesteś zła, bo taki przystojniak
chciał cię pocałować?- unosi brwi się Amber.
-Przecież on mnie nawet nie zna!
Zresztą ile on ma lat, a ile ja...- mówię jeszcze trochę rozdrażniona.
-Ojj, przestań, jesteśmy na
Igrzyskach, prawie wszyscy umrzemy, a ty sie przejmujesz różnicą wieku- rzuca
rozbawiona Alex.- Trzeba się bawić póki można!
Wszystkie trzy wybuchamy śmiechem
i idziemy do stanowiska walki mieczem, ale ja odłączam się i kieruję się do
stanowiska sztuki przetrwania. Dziewczyny patrzą na mnie zdziwione.
-Przecież przejmiemy róg i
wszystkie zapasy-mówi groźnym tonem Alex tak, żeby wszyscy ją usłyszeli, po
czym uśmiecha się do mnie.
-Wiesz, nigdy nic nie wiadomo-
odpowiadam z zastanowieniem.
-Jak chcesz- ucina rozmowę trochę
już rozdrażniona- ale chyba skuteczniej zabijesz ludzi mieczem, niż trującymi roślinkami.
Wzruszam ramionami i podchodzę do
stanowiska węzłów, gdzie spędzam dwie godziny i wiele się uczę. Po tym czasie
idę rozpoznawać rośliny. Może z ich pomocą nikogo nie zabiję, ale przynajmniej
mam minimalnie większe szanse na przeżycie. Na koniec treningu walczę jeszcze
trochę mieczem, wspinam się i strzelam z łuku. Te umiejętności ćwiczyłam w
Dystrykcie, więc raczej nie mam z nimi problemu. Zmordowana wchodzę do windy i
jadę na czwarte piętro. Wchodzę do pokoju i ściągam bluzkę.
-Wiesz mała, ja nie narzekam, ale
zanim do czegokolwiek dojdzie mogłabyś zauważyć że tu jestem- podskakuję
przerażona i stoję w samym staniku patrząc z otwartymi ustami na Mikesa.- To
co?- pyta wyczekująco.
-Powinni jakoś lepiej oznaczyć te
pokoje- dukam powoli.
-Nie no, mi się tam podoba- mówi
z uśmiechem zboczeńca.
Podchodzi do mnie, a ja odsuwam
się o krok.
-Czy ja Ci kiedyś zrobiłem
krzywdę?- pyta podnosząc moją bluzkę z podłogi i podając mi ją. Zakładam ją i
kieruję się do wyjścia z przepraszającym wzrokiem.
-Wiesz, jak dla mnie możesz tak
robić częściej- mruga uwodzicielsko.- Tylko nie zrób tak samo w salonie, bo Nox
może nie być taki delikatny jak ja.
____________________________________________
No tak, to jest słaby rozdział,
wiem, ale kompletny brak weny nie pomaga w pisaniu. ;// Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale
naprawdę nie miałam żadnych pomysłów. :<
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Skomentowałabym wcześniej, a przysięgam, czytałam już dawno, tylko że naprawdę nie miałam czasu.
OdpowiedzUsuńNo dobra, lecimy.
Ty mi tu nie piernicz, że nie masz weny. Na serio, nie denerwuj mnie, okay? Głupoty pleciesz. Prawda, oczekuję już przeskoku na arenę i akcji właściwej, ale AŻ TAK ŹLE NIE JEST, WIĘC PRZESTAŃ JĘCZEĆ.
Chyba najbardziej podoba mi się ostatnia scena XD Mikes, ty mała, zbereźna glizdo ty. Jak mam przestać Cię lubić? Toć go nie lubiłam na początku, a teraz pacz! Jeden z moich ulubionych!
Jak się coś podoba, to każdy bohater jest ulubiony.
Oprócz Snowa. Nikt nie lubi Snowa.
xoxo, Loks.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
Już się o Ciebie martwiłam, haha. XD Znaczy nie byłam pewna, czy ten rozdział jest aż tak słaby, czy umarłaś. Taak, doszłam do wniosku, że za bardzo przeciągam, muszę jakoś ogarnąć, bo sama nie mogę się doczekać areny, haha. A co do Snowa, to jest genialną postacią, ale go nienawidzę (głównie za Finnicka :'<).
Usuń