sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział X


Szybko biorę prysznic i zmywam z siebie resztki płaczu z poprzedniego dnia. Ubieram się w strój treningowy i idę do jadalni. Przy stole siedzi już nietrzeźwy Nox, naburmuszona Cessily, pamiętająca wczorajszy dzień i wyszczerzony Finnick.

-Dzień dobry!- mówię wesoło siadając na krześle i jednocześnie wlewając sok do szklanki, co kończy się tym, że stół też ma co pić.

-Cześć skarbie- odpowiada Nox, po czym beka i spada z krzesła.

-Mniam- kwituję sytuacje Finnick, ja rechoczę, a opiekunka patrzy na nas z dezaprobatą.

Po krótkiej chwili przychodzi jeszcze Mikes. Do końca śniadania zdążam pożartować z Finnem i zrzucić tosta na podłogę. Wchodzę do mojego pokoju i ślizgam się na pozostawionych na podłodze ubraniach. Do pokoju wkracza Cessily, więc szybko wstaję i udaję, że po prostu siedziałam sobie na podłodze, jak każdy normalny człowiek. Dobra, może nie do końca normalny. Opiekunka nie wygląda na przekonaną i patrzy na mnie z obawą.

-Chyba jakbyś chciała popełnić samobójstwo, to nie miałabyś z tym większego problemu mimo, że wszystko jest świetnie zabezpieczone- mówi rozbawiony Finnick wtykając głowę w otwarte drzwi.

Opiekunka tylko wzdycha ciężko i wskazuje mi brodą windę.

-Muszę jeszcze umyć zęby- krzyczę triumfalnie patrząc na nią i idąc w stronę łazienki, co nie jest dobrym pomysłem, bo wpadam na ramę drzwi. Cessily kręci głową zrezygnowana i wychodzi z pokoju, a Finn parska śmiechem. Myję zęby i ładuję się do windy, a za mną wchodzi Mikes. Zjeżdżamy do podziemi i wchodzimy do sali treningowej, w której jest już większość osób.

-Candy- słyszę za sobą cichy okrzyk Carla, na co przyspieszam kroku.- Candy, dlaczego jesteś na mnie zła? Przepraszam!- staję na stanowisku z nożami, odwracam się i rzucam jednym tak, że przelatuje centymetr od jego ucha.

-Nigdy więcej nie próbuj ze mną rozmawiać- warczę bardzo wyraźnie wypowiadając każde słowo, po czym odwracam się i rzucam centralnie w serce kukły.

-Ale Candy...- zanim chłopak zdąży skończyć zdanie leży już na ziemi z moim nożem przy gardle, a ja jestem odciągana przez instruktorów. Nie stawiam oporu. Nie chcę mu zrobić krzywdy. Nie mam powodu. W sumie co on mi takiego zrobił?

-Co się dzieje Candy? Haalo, Can?- moje przemyślenia przerywa zdziwiona Amber.

-Jest na niego zła, bo chciał ją pocałować...-wypowiedziana parodiująco uwodzicielskim głosem wypowiedz Alex przykuwa moją uwagę.

-Skąd to wiesz? Mówił Ci?- pytam rozdrażniona.

-Tak, przyjaźniliśmy się w już w Dwójce, więc kiedy wrócił z dachu wyglądając, jak dziecko, któremu wyrzuci się ulubioną zabawkę, to trudno mi było tego nie zauważyć- mówi z kpiącym uśmiechem.

-Jesteś zła, bo taki przystojniak chciał cię pocałować?- unosi brwi się Amber.

-Przecież on mnie nawet nie zna! Zresztą ile on ma lat, a ile ja...- mówię jeszcze trochę rozdrażniona.

-Ojj, przestań, jesteśmy na Igrzyskach, prawie wszyscy umrzemy, a ty sie przejmujesz różnicą wieku- rzuca rozbawiona Alex.- Trzeba się bawić póki można!

Wszystkie trzy wybuchamy śmiechem i idziemy do stanowiska walki mieczem, ale ja odłączam się i kieruję się do stanowiska sztuki przetrwania. Dziewczyny patrzą na mnie zdziwione.

-Przecież przejmiemy róg i wszystkie zapasy-mówi groźnym tonem Alex tak, żeby wszyscy ją usłyszeli, po czym uśmiecha się do mnie.

-Wiesz, nigdy nic nie wiadomo- odpowiadam z zastanowieniem.

-Jak chcesz- ucina rozmowę trochę już rozdrażniona- ale chyba skuteczniej zabijesz ludzi mieczem, niż trującymi roślinkami.

Wzruszam ramionami i podchodzę do stanowiska węzłów, gdzie spędzam dwie godziny i wiele się uczę. Po tym czasie idę rozpoznawać rośliny. Może z ich pomocą nikogo nie zabiję, ale przynajmniej mam minimalnie większe szanse na przeżycie. Na koniec treningu walczę jeszcze trochę mieczem, wspinam się i strzelam z łuku. Te umiejętności ćwiczyłam w Dystrykcie, więc raczej nie mam z nimi problemu. Zmordowana wchodzę do windy i jadę na czwarte piętro. Wchodzę do pokoju i ściągam bluzkę.

-Wiesz mała, ja nie narzekam, ale zanim do czegokolwiek dojdzie mogłabyś zauważyć że tu jestem- podskakuję przerażona i stoję w samym staniku patrząc z otwartymi ustami na Mikesa.- To co?- pyta wyczekująco.

-Powinni jakoś lepiej oznaczyć te pokoje- dukam powoli.

-Nie no, mi się tam podoba- mówi z uśmiechem zboczeńca.

Podchodzi do mnie, a ja odsuwam się o krok.

-Czy ja Ci kiedyś zrobiłem krzywdę?- pyta podnosząc moją bluzkę z podłogi i podając mi ją. Zakładam ją i kieruję się do wyjścia z przepraszającym wzrokiem.

-Wiesz, jak dla mnie możesz tak robić częściej- mruga uwodzicielsko.- Tylko nie zrób tak samo w salonie, bo Nox może nie być taki delikatny jak ja.

____________________________________________

No tak, to jest słaby rozdział, wiem, ale kompletny brak weny nie pomaga w pisaniu. ;//  Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale naprawdę nie miałam żadnych pomysłów. :<

2 komentarze:

  1. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Skomentowałabym wcześniej, a przysięgam, czytałam już dawno, tylko że naprawdę nie miałam czasu.
    No dobra, lecimy.
    Ty mi tu nie piernicz, że nie masz weny. Na serio, nie denerwuj mnie, okay? Głupoty pleciesz. Prawda, oczekuję już przeskoku na arenę i akcji właściwej, ale AŻ TAK ŹLE NIE JEST, WIĘC PRZESTAŃ JĘCZEĆ.
    Chyba najbardziej podoba mi się ostatnia scena XD Mikes, ty mała, zbereźna glizdo ty. Jak mam przestać Cię lubić? Toć go nie lubiłam na początku, a teraz pacz! Jeden z moich ulubionych!
    Jak się coś podoba, to każdy bohater jest ulubiony.
    Oprócz Snowa. Nikt nie lubi Snowa.
    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się o Ciebie martwiłam, haha. XD Znaczy nie byłam pewna, czy ten rozdział jest aż tak słaby, czy umarłaś. Taak, doszłam do wniosku, że za bardzo przeciągam, muszę jakoś ogarnąć, bo sama nie mogę się doczekać areny, haha. A co do Snowa, to jest genialną postacią, ale go nienawidzę (głównie za Finnicka :'<).

      Usuń