wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział XII


Siadam przy stole i zaczynamy rozmawiać o pokazie. Mikes też nie zrobił nic szczególnego, ale pewnie uśmiechnął się do kapitolinek, za co wstawią mu dwunastkę. Tak, to prawie pewne. Po zjedzeniu wielkiej tłustej świni, która do złudzenia przypominała mi Głównego Organizatora Igrzysk kierujemy się na kanapę, żeby obejrzeć wyniki. Amber- osiem. Wonder- dziesięć. Alex- dziesięć. Carl- dziewięć. Dziewczyna z Trójki- trzy. Chłopak z Trójki- pięć. Ja- dziewięć. Mikes- jedenaście. O, ja już byłam. Całkiem dobry wynik. Wszyscy mnie chwalą. Łącznie z Mikesem. Pewnie w głębi ducha cieszy się, że nie będę ciężka do zabicia. No cóż. Ma rację. Ciekawie wyglądają jeszcze: chłopak z Siódemki z ósemką, dziewczyna z Dziewiątki z ósemką i chłopak z Piątki z jednym punktem. Biedaczek. Chociaż, może jest sprytny, a jeśli nie stanowi zagrożenia i szybko ucieknie spod Rogu, to zostawimy go w spokoju. A może nie. Hehe. Candy przestań! Jesteś okropna! Co jakbyś nie urodziła się w Czwórce? Byłabyś w podobnej sytuacji jak on! Dobra, koniec rozmyślań, idź spać. Automatycznie kieruję się do pokoju (tym razem na pewno mojego), zrzucam ubrania i idę spać w bieliźnie.

Rano budzą mnie dzikie wrzaski pod drzwiami. Noc bez koszmarów, jak miło. Przewracam się na bok i spadam z łóżka uderzając w kant akwario- szafki nocnej. Wydaję dźwięk podobny do rozwścieczonej gęsi, po czym czołgam się w stronę łazienki. Dziś nie próbuje mnie zabić, za co jestem jej wdzięczna. Żadnych wrzątków spod prysznica, nierównych podłóg, czy niebezpiecznie zakrzywionych umywalek. Biorę szybki prysznic, po raz pierwszy rozmyślając o swojej sytuacji. Nie ukrywajmy, nie jest ona najlepsza. W ciągu najbliższych dwóch tygodni prawie na pewno zginę. Na moje szczęście w tym momencie rozlega się wrzask Cessily, który przywraca mnie do rzeczywistości. Brzmi dość dramatycznie, więc nie zważając na włosy pokryte obficie pianom owijam się w ręcznik i wybiegam na korytarz.

-Co się stało?- rzucam jeszcze w biegu omal nie upuszczając mojego okrycia.

-Oblał. Mnie. Whiskey.- wywarkuje opiekunka, patrząc na Noxa, jakby za chwile miała się na niego rzucić. Bynajmniej nie po to, żeby go przytulić. Może ewentualnie przytulić jego szyję. Bardzo mocno. Baaardzo mocno.

-Czyli przebiegłam sprintem ten odcinek, co bardzo nadwyręża mój niewysportowany organizm i grozi zakwasami na arenie, tylko po to, żeby się dowiedzieć, że masz plamę na sukience?-dyszę, bo bieganie faktycznie nie jest moją mocną stroną. Cessily zmieniła chyba zdanie co do szyi, którą chce przytulić.

-Mogłaś krzyczeć głośniej, wtedy może nie wzięłaby ręcznika.-kwituje z uśmiechem Mikes, a Nox tylko kiwa głową. Westchnęłam rozbawiona i skierowałam się do pokoju.

-Fajny fryz.- słyszę głos Finnicka zanim  tam docieram- Występujesz tak na prezentacjach?- gromię go wzrokiem, na co reaguje swoim szelmowskim uśmiechem, i wracam pod prysznic, żeby zmyć z włosów pianę.

Wchodzę do jadalni, gdzie wszyscy już kończą śniadanie.

-Zaraz popracujemy nad prezencją.- mówi naburmuszona opiekunka, która zdążyła zmienić swoją kreację, jest teraz bladoniebieska w srebrne pionowe pasy i nijak pasuje do jej marchewkowych włosów.- Ty pójdziesz ze mną, żeby nauczyć się chodzić na obcasach.-mówi to patrząc na mnie niezadowolonym wzrokiem- A Mikes z mentorami nauczy się mówić.

-Nie zauważyłam, żeby brakowało mu tej umiejętności- mówię z uśmiechem, na co kapitolinka prycha z irytacją.

-Mówić jak człowiek, a nie jak mieszkaniec dystryktu!- teraz to ja prycham dołączając do irytacji jeszcze pogardę i wzrok à la Cessily oblana whiskey-Idziemy, idziemy.

Zostaję pociągnięta do pokoju gdzie wkładam buty na obcasie i radzę sobie w nich całkiem dobrze, nawet w długiej sukni.

-Hm, hm- opiekunka jest wyraźnie skonsternowana- no to chyba nie mamy tu już nic więcej do roboty... Pójdę po któregoś z mentorów.

Przez najbliższe pięć minut modlę się, żeby 'którymś z mentorów' był Finnick i na moje szczęście tak właśnie jest.

-Była mała przepychanka słowna z Noxem, który koniecznie chciał tu przyjść, ale wolałem nie zostawiać Cię z nim samej.- wyjaśnia rozbawiony- Najpierw musimy ustalić Twój wizerunek, a później możemy sobie pogadać. Nox i Bakky uparli się na wizerunek seksownej kobiety, a Cessily ich popiera. Ale na Boga, ty masz czternaście lat.

-W tym momencie zachowujesz się, jakbyś ty wcale nie miał piętnastu.- mówię parskając śmiechem.

-Czuję się za Ciebie odpowiedzialny i tyle... Obiecałem kilku osobom, że zrobię wszystko, żebyś wróciła do domu w jednym kawałku, a mam wrażenie, że jeżeli zrobimy to, czego chcą Twój stylista i drugi mentor, to zostaniesz rozszarpana przez niewyżytych facetów jeszcze przed wyjściem na arenę.- mówi to niby poważnie, ale po jego twarzy błąka się cień kpiącego uśmiechu.

-Jakby nie patrzeć, to jakbym, na przykład, zjadła jakąś trującą roślinkę i umarła, to wciąż bym była w jednym kawałku.- stwierdzam, a do mojego śmiechu dołącza Finnick, ale szybko się opanowuje.

-Nie mów tak. Naprawdę. Chcemy, żebyś wróciła do dystryktu żywa.-stwierdza ze smutkiem w oczach.

-A przyjaciele którego trubuta tego nie chcą? No dobrze, ale mieliśmy rozmawiać o wizerunku.-podejrzewam, że moje oczy w tym momencie wyglądają tak samo.

-A, tak, więc moim zdaniem, powinnaś być bardziej dziewczęca, naturalna, tryskać humorem i pewnością siebie.

-W sumie pewność siebie nie jest u mnie taka naturalna.-stwierdzam zgodnie z prawdą.

-Wiem, ale raczej nikt na tych pokazach nie jest zbyt naturalny, a ty musisz do swojego charakteru dodać tylko pewność siebie i będzie idealnie.

-Mam to traktować jako komplement?- mówię, wybuchając śmiechem.

-Ależ oczywiście.- mówi mój przyjaciel ze śmiertelnie poważną miną.

Prowadzimy kilka rozmów, jakie mogę przeprowadzić z Caesarem Flickermanem, a Finnick co chwilę wykrzykuje: 'Więcej pewności siebie.', aż po jakiś czterdziestu pięciu minutach jesteśmy gotowi. Akurat w tym momencie wchodzi Cessily, żeby wziąć mnie do ekipy przygotowawczej. Finnick idzie wyjaśnić Noxowi i Bakkiemu co ze mną ustalił. Raczej nie będą zachwyceni.

Po raz kolejny zostaję poddana procesowi wyrywania mi włosów z każdej części ciała, nakładania balsamów, odżywek, kąpieli w różnych specyfikach, aż do momentu pojawienia się Bakkiego z pokrowcem na suknię.

-Twój młodszy mentor całkiem zburzył mi projekt! Miałem idealną sukienkę dla ciebie, ale on zakazał mi ubierać cię w nią!- jego piski połączone z kapitolińskim akcentem prawie spowodowały krwawienie moich uszu.- Zamknij oczy!

Czuję, jak na moje ciało wsuwa się przyjemny w dotyku materiał.

-Możesz otworzyć!- piszczy Bakki z entuzjazmem.

Sukienka jest naprawdę ładna. Biała, zwiewna i dziewczęca, ale widzać, że Nox i Bakki nie pozwolili na całkowitą dominację Finnicka, bo doskonale podkreśla kształt mojej sylwetki i ma odkryte plecy. Mimo wszystko, podoba mi się. Bakki robi mi granatowy makijaż, maluje mi paznokcie na ten sam kolor i związuje moje włosy w luźny kok. Po chwili przynosi granatowa szpilki na najwyższym obcasie jaki w życiu widziałam, ale kiedy je ubieram, nie czuję dyskomfortu. Każe mi się przejść i powiedzieć, jeśli byłoby mi niewygodnie, ale wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po chwili pojawiają się Finnick i Nox.

-Wyglądasz pięknie.-mówią to równocześnie, ale każdy z nich ma inny wyraz twarzy. Nox swój wieczny uśmiech zboczeńca, a Finnick uśmiech pomieszany ze wzruszeniem.

-No, to jesteśmy gotowi.- mówi z zadowoleniem Bakki.
__________________________________________________________
 
 
Wróciłam! Możecie mi dać tytuł najgorszego blogera roku, albo coś w tym stylu, bo nie dość, że nie było mnie strasznie długo, to jeszcze wstawiam wam coś, co wielkim dziełem raczej nie jest. Przepraszam was strasznie, dużo się działo ostatnimi czasy, ale teraz postaram się wstawiać posty regularnie. :)