poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział VII


Budzę się rano wyglądając mniej jak Amfitryta, a bardziej jak kawałek tortu z 18 urodzin siostry Sama, po tym, jak mały Sam schował go pod łóżko w celu późniejszego zjedzenia, po czym zapomniał o nim na 3 miesiące. Wlokę się pod prysznic, a po chwili budzi mnie lodowata woda, która spływa na przemian z wrzątkiem z prysznica pod którym leżę w sukience. Bakki będzie zachwycony tym w jakim stanie oddam jego 'kreację'. Jeszcze kilka razy zostaję poparzona i zamrożona, zanim budzę się na tyle, żeby to wszystko do mnie dotarło, co wcale nie przeszkadza mi w namydleniu się, oczywiście wciąż w sukience. Zanim to wszystko ogarniam Cessily zdąża się już zirytować na tyle, żeby walić w moje drzwi i wrzeszczeć. Nie wydaje się pocieszona, kiedy uderzam w nią drzwiami i przez chwilę mam wrażenie że z całej powierzchni jej ciała leje się krew, ale zauważam, że tylko zmieniła kolor swojej stylizacji. Teraz ma na głowie coś przypominającego szkarłatnego grzyba, a całe jej ciało przykrywa czerwona firanka. Myślę, że nigdy nie wyglądała lepiej. Ciągnę się za tą zakrwawioną kapitolinką do stołu, gdzie zjadam grzanki i piję gorącą czekoladę.

- Za dziesięć minut trening- oznajmia opiekunka z miną seryjnego mordercy.

- Jaki trening?- pytam, plując na nią tym samym okruszkami pomieszanymi z gęstą cieczą, a ona, ku mojemu zdziwieniu, odchodzi od stołu parskając oburzona.

Oprócz tego słyszę wybuch śmiechu Finnicka i pijacki chichot Noxa.

-Panie Nox, czy pan jest czasem trzeźwy? - pytam, przeżuwając udko królika.

-Zdarza się, złotko, ale raczej nie na Igrzyskach- odpowiada rzeczowym tonem.

-Mi też przydałaby się jakaś wódka- przez chwilę nie mogę zidentyfikować autora wypowiedzi, ale wtem zauważam, że na kanapie siedzi Mikes.

-Coś mi się wydaje, że nie przełknąłbyś nawet łyka, chłopcze- Nox wydaje się bardzo rozbawiony tym, co przed chwilą usłyszał, a Mikes udaje, że nie dotarła do niego ta jakże godząca w jego ego uwaga.

-Widzę, że świetnie ci się spało, mała- mówi przyglądając mi się badawczo.

-Czy wyglądam aż tak źle?- pytam zrezygnowana.

-Nie, wyglądasz pięknie... jak zwykle- kończy wchodząc do pokoju, tym samym przypominając mi, że za parę minut zaczynamy trening, a ja siedzę przy stole w szlafroku w misie w kolorowych samochodzikach.

-Boże, co to robi w kapitolińskiej szafie?

-Wiesz, są gusta i guściki- parska śmiechem Finnick, a ja piorunuję go wzrokiem.

Szybko wchodzę do pokoju i ubieram obcisłe jeansy i podkoszulek z numerem 4, związuję włosy w kok i wpadam na Mikesa, który też kieruje się do windy. Zjeżdżamy milcząc i wchodzimy do sali, w której stoją ludzie z wszystkich dystryktów. Wszystkie oczy kierują się na nas, a ja uśmiecham się przepraszająco. Czarnoskóra kobieta przeszywa nas wzrokiem, po czym zaczyna wywód na temat zasad korzystania z sali i tym podobnych. Szukam wzrokiem koszulek z numerami 1 i 2 i szybko je odnajduję. Dziewczyna z Jedynki jest naprawdę piękna. Nawet bez złotego stroju bije od niej blask. Nie jest uwodzicielska, ani prowokacyjna, jest po prostu klasycznie piękna. Wonder wygląda na siedemnaście lat, ale widać, że jest silny. Nie mogę znaleźć paryz Dwójki i zwracam się do Mikesa, żeby udzielił mi informacji, ale on zamiast tego zwraca się do mojego dekoltu. Chrząkam zirytowana.

-Taaak?- pyta, nie odrywając wzroku od wycięcia w bluzce.

-Mikes!- krzyczę cicho, a on patrzy mi w oczy.

-Tak?- mówi już bardziej przytomnie.

-Gdzie Dwójka?- pytam, a on wskazuje mi wzrokiem miejsce zaraz przy nas. To całkiem podobne do mnie, żeby ich nie zauważyć. Kieruję się w ich stronę, przy okazji potykając się o stoisko z włóczniami, zrzucając je wszystkie i przy okazji siebie samą na podłogę. Mija chwila zanim lekko podniosę głowę i zauważę, że wszyscy patrzą na mnie. Pewnie utwierdzają się w przekonaniu, że jestem nieziemsko groźna. Patrzę na kpiący uśmiech dziewczyny z Dwójki, gdy widok przesłania mi czyjaś wyciągnięta ręka. Patrzę w górę i dostrzegam zniewalający uśmiech. Chwytam silną dłoń, która wyciąga mnie w górę i spoglądam na numer na koszulce. Dwa. Więc sojusznik. Spoglądam w górę i znów napotykam blask białych zębów.

-Dzięki-mówię otrzepując się, czerwieniąc i udając, że wcale przed chwilą nie nadziałam się na włócznię. Prawdopodobnie, zanim ktokolwiek mnie zabije, sama to zrobię. Wątpię, że w mniej bolesny sposób, ale kto wie. Instruktorka o imieniu Atala kończy swój wykład patrząc na mnie z lekką obawą. Kiedy tylko milknie słyszę głos Mikesa.

-Żyjesz mała?- pyta, ale nie słyszę w tym kpiny.

-Jeszcze- tym razem ja kpię sama z siebie- Teraz to już zaprzepaściłam moje szanse...

-Ejj, to wcale nie wyglądało tak źle, upadłaś z wielką gracją- mówi uwodzicielskim głosem i puszcza do mnie oko, a ja tylko parskam zrezygnowanym śmiechem.

-Cześć- słyszę dziewczęcy głos, obracam się i natrafiam na stalowe oczy i usta zaciśnięte w cienką, kpiącą kreskę. Chwilę zastanawiam się, czy ta okolona ciasno spiętymi, ciemnymi włosami twarz jest zdolna do jakiegokolwiek innego wyrazu i dochodzę do wniosku, że nie- Chyba nie będzie cię trudno zabić?- dziwi mnie tą wypowiedzią.

-Chyba nie, ale sądząc po twoim zachowaniu nie mnie pierwszą będą chcieli wyeliminować- syczę. Jednak, na jej twarzy pojawia się promienny, oczywiście jak na nią, uśmiech.

-Alex- przedstawia się, a ja dochodzę do wniosku, że każdy wygląda całkiem nieźle jak się uśmiechnie- myślałam, że będziesz wystraszoną małolatą, ale chyba nie jest tak źle. Jaka broń?

-Noże i topory- mówię i widząc, że jej uśmiech się poszerza dochodzę do wniosku, że moje ostatnie chwile życia może nie będą aż takie złe.
______________________________________________
Kompletny brak weny. Wiem, końcówka jest beznadziejna. Jakoś wam to wynagrodzę.

4 komentarze:

  1. "-Boże, co to robi w kapitolińskiej szafie?
    -Wiesz, są gusta i guściki." jebłam, panie i panowie, pozdrawiam z podłogi, bo zdechłam i piszę zza grobu.
    Czym jest ten rozdział. O jesu. Ty mi mówisz, że masz brak weny? Ty se poczytaj moje rozdziały z dopiskami: "nie podoba mi się ten rozdział". JAK TO JEST WEDŁUG CIEBIE BRAK WENY, TO JA JESTEM MARIA ANTONINA. No, najwyżej Maria Stuart albo Elżbieta I.
    Dobra, koniec historycznych wywodów. Mikes. Mikes, człowieku, co ty knujesz? W dwa rozdziały sprawiłeś, że cię pokochałam, czy to jest twoim zdaniem legalne, gościu?
    Chwała Candy i jej koordynacji ruchowej! Gdybym ja była na Igrzyskach prawdopodobnie zanuciłabym muzyczkę z McDonalda (parapapapa I'm not loving it) i spierdalała do lasu krzycząc: "ZA NARNIĘ!" i nie wiem dlaczego, ale to właśnie dlatego tak bardzo utożsamiam się z Twoją bohaterką xD kocham ją normalnie <3
    Poza tym kocham Twój styl, ale o tym już pewnie wiesz.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, a ja kocham Twoje komentarze. <3 I uważam, że zdecydowanie przesadzasz, ale i tak straaasznie Ci dziękuję. :33

      Usuń
  2. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger :) szczegóły: swiat--wariatek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zaraz to ogarnę, bo ostatnio mam z tym jakiś problem.

      Usuń