Budzę się rano wyglądając mniej
jak Amfitryta, a bardziej jak kawałek tortu z 18 urodzin siostry Sama, po tym,
jak mały Sam schował go pod łóżko w celu późniejszego zjedzenia, po czym
zapomniał o nim na 3 miesiące. Wlokę się pod prysznic, a po chwili budzi mnie
lodowata woda, która spływa na przemian z wrzątkiem z prysznica pod którym leżę
w sukience. Bakki będzie zachwycony tym w jakim stanie oddam jego 'kreację'.
Jeszcze kilka razy zostaję poparzona i zamrożona, zanim budzę się na tyle, żeby
to wszystko do mnie dotarło, co wcale nie przeszkadza mi w namydleniu się,
oczywiście wciąż w sukience. Zanim to wszystko ogarniam Cessily zdąża się już
zirytować na tyle, żeby walić w moje drzwi i wrzeszczeć. Nie wydaje się
pocieszona, kiedy uderzam w nią drzwiami i przez chwilę mam wrażenie że z całej
powierzchni jej ciała leje się krew, ale zauważam, że tylko zmieniła kolor
swojej stylizacji. Teraz ma na głowie coś przypominającego szkarłatnego grzyba,
a całe jej ciało przykrywa czerwona firanka. Myślę, że nigdy nie wyglądała
lepiej. Ciągnę się za tą zakrwawioną kapitolinką do stołu, gdzie zjadam grzanki
i piję gorącą czekoladę.
- Za dziesięć minut trening-
oznajmia opiekunka z miną seryjnego mordercy.
- Jaki trening?- pytam, plując na
nią tym samym okruszkami pomieszanymi z gęstą cieczą, a ona, ku mojemu
zdziwieniu, odchodzi od stołu parskając oburzona.
Oprócz tego słyszę wybuch śmiechu
Finnicka i pijacki chichot Noxa.
-Panie Nox, czy pan jest czasem
trzeźwy? - pytam, przeżuwając udko królika.
-Zdarza się, złotko, ale raczej
nie na Igrzyskach- odpowiada rzeczowym tonem.
-Mi też przydałaby się jakaś
wódka- przez chwilę nie mogę zidentyfikować autora wypowiedzi, ale wtem
zauważam, że na kanapie siedzi Mikes.
-Coś mi się wydaje, że nie
przełknąłbyś nawet łyka, chłopcze- Nox wydaje się bardzo rozbawiony tym, co
przed chwilą usłyszał, a Mikes udaje, że nie dotarła do niego ta jakże godząca
w jego ego uwaga.
-Widzę, że świetnie ci się spało,
mała- mówi przyglądając mi się badawczo.
-Czy wyglądam aż tak źle?- pytam
zrezygnowana.
-Nie, wyglądasz pięknie... jak
zwykle- kończy wchodząc do pokoju, tym samym przypominając mi, że za parę minut
zaczynamy trening, a ja siedzę przy stole w szlafroku w misie w kolorowych
samochodzikach.
-Boże, co to robi w
kapitolińskiej szafie?
-Wiesz, są gusta i guściki-
parska śmiechem Finnick, a ja piorunuję go wzrokiem.
Szybko wchodzę do pokoju i
ubieram obcisłe jeansy i podkoszulek z numerem 4, związuję włosy w kok i wpadam
na Mikesa, który też kieruje się do windy. Zjeżdżamy milcząc i wchodzimy do
sali, w której stoją ludzie z wszystkich dystryktów. Wszystkie oczy kierują się
na nas, a ja uśmiecham się przepraszająco. Czarnoskóra kobieta przeszywa nas
wzrokiem, po czym zaczyna wywód na temat zasad korzystania z sali i tym
podobnych. Szukam wzrokiem koszulek z numerami 1 i 2 i szybko je odnajduję.
Dziewczyna z Jedynki jest naprawdę piękna. Nawet bez złotego stroju bije od
niej blask. Nie jest uwodzicielska, ani prowokacyjna, jest po prostu klasycznie
piękna. Wonder wygląda na siedemnaście lat, ale widać, że jest silny. Nie mogę
znaleźć paryz Dwójki i zwracam się do Mikesa, żeby udzielił mi informacji, ale
on zamiast tego zwraca się do mojego dekoltu. Chrząkam zirytowana.
-Taaak?- pyta, nie odrywając wzroku
od wycięcia w bluzce.
-Mikes!- krzyczę cicho, a on
patrzy mi w oczy.
-Tak?- mówi już bardziej
przytomnie.
-Gdzie Dwójka?- pytam, a on
wskazuje mi wzrokiem miejsce zaraz przy nas. To całkiem podobne do mnie, żeby
ich nie zauważyć. Kieruję się w ich stronę, przy okazji potykając się o stoisko
z włóczniami, zrzucając je wszystkie i przy okazji siebie samą na podłogę. Mija
chwila zanim lekko podniosę głowę i zauważę, że wszyscy patrzą na mnie. Pewnie
utwierdzają się w przekonaniu, że jestem nieziemsko groźna. Patrzę na kpiący
uśmiech dziewczyny z Dwójki, gdy widok przesłania mi czyjaś wyciągnięta ręka.
Patrzę w górę i dostrzegam zniewalający uśmiech. Chwytam silną dłoń, która
wyciąga mnie w górę i spoglądam na numer na koszulce. Dwa. Więc sojusznik.
Spoglądam w górę i znów napotykam blask białych zębów.
-Dzięki-mówię otrzepując się, czerwieniąc i
udając, że wcale przed chwilą nie nadziałam się na włócznię. Prawdopodobnie,
zanim ktokolwiek mnie zabije, sama to zrobię. Wątpię, że w mniej bolesny
sposób, ale kto wie. Instruktorka o imieniu Atala kończy swój wykład patrząc na
mnie z lekką obawą. Kiedy tylko milknie słyszę głos Mikesa.
-Żyjesz mała?- pyta, ale nie
słyszę w tym kpiny.
-Jeszcze- tym razem ja kpię sama
z siebie- Teraz to już zaprzepaściłam moje szanse...
-Ejj, to wcale nie wyglądało tak
źle, upadłaś z wielką gracją- mówi uwodzicielskim głosem i puszcza do mnie oko,
a ja tylko parskam zrezygnowanym śmiechem.
-Cześć- słyszę dziewczęcy głos, obracam
się i natrafiam na stalowe oczy i usta zaciśnięte w cienką, kpiącą kreskę.
Chwilę zastanawiam się, czy ta okolona ciasno spiętymi, ciemnymi włosami twarz jest
zdolna do jakiegokolwiek innego wyrazu i dochodzę do wniosku, że nie- Chyba nie
będzie cię trudno zabić?- dziwi mnie tą wypowiedzią.
-Chyba nie, ale sądząc po twoim
zachowaniu nie mnie pierwszą będą chcieli wyeliminować- syczę. Jednak, na jej
twarzy pojawia się promienny, oczywiście jak na nią, uśmiech.
-Alex- przedstawia się, a ja
dochodzę do wniosku, że każdy wygląda całkiem nieźle jak się uśmiechnie-
myślałam, że będziesz wystraszoną małolatą, ale chyba nie jest tak źle. Jaka
broń?
-Noże i topory- mówię i widząc,
że jej uśmiech się poszerza dochodzę do wniosku, że moje ostatnie chwile życia
może nie będą aż takie złe.
______________________________________________
Kompletny brak weny. Wiem,
końcówka jest beznadziejna. Jakoś wam to wynagrodzę.
"-Boże, co to robi w kapitolińskiej szafie?
OdpowiedzUsuń-Wiesz, są gusta i guściki." jebłam, panie i panowie, pozdrawiam z podłogi, bo zdechłam i piszę zza grobu.
Czym jest ten rozdział. O jesu. Ty mi mówisz, że masz brak weny? Ty se poczytaj moje rozdziały z dopiskami: "nie podoba mi się ten rozdział". JAK TO JEST WEDŁUG CIEBIE BRAK WENY, TO JA JESTEM MARIA ANTONINA. No, najwyżej Maria Stuart albo Elżbieta I.
Dobra, koniec historycznych wywodów. Mikes. Mikes, człowieku, co ty knujesz? W dwa rozdziały sprawiłeś, że cię pokochałam, czy to jest twoim zdaniem legalne, gościu?
Chwała Candy i jej koordynacji ruchowej! Gdybym ja była na Igrzyskach prawdopodobnie zanuciłabym muzyczkę z McDonalda (parapapapa I'm not loving it) i spierdalała do lasu krzycząc: "ZA NARNIĘ!" i nie wiem dlaczego, ale to właśnie dlatego tak bardzo utożsamiam się z Twoją bohaterką xD kocham ją normalnie <3
Poza tym kocham Twój styl, ale o tym już pewnie wiesz.
xoxo, Loks.
Haha, a ja kocham Twoje komentarze. <3 I uważam, że zdecydowanie przesadzasz, ale i tak straaasznie Ci dziękuję. :33
UsuńZostałaś nominowana do The Versatile Blogger :) szczegóły: swiat--wariatek.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję, zaraz to ogarnę, bo ostatnio mam z tym jakiś problem.
Usuń